czwartek, 25 kwietnia 2013

Dokonałam odkrycia.

Odbębniłam wczoraj zakupy. Leciałam jak głupia na przystanek, potem rajd po mieście, ogółem jakieś 10 kilasków szybkiego marszu spokojnie zrobiłam, darowałam wiec sobie ćwiczenia. W sumie byłam dość zdechła, spałam tylko 4 godziny.

Ale do rzeczy. Dojście na przystanek zwykle zajmuje mi 17 minut - standardowym dla mnie, bardzo szybkim tempem; wczoraj wyszłam spóźniona i uwinęłam się w 15. Co by nadrobić, starałam się robić jak najdłuższe kroki przy tym samym tempie i - tadam! Dziś powitały mnie zakwasy pod kolanami i na udach.


Nasuwa to chyba dość prosty, jednak dla mnie niezwykle interesujący wniosek: dobre rozciągnięcie mięśni nóg wpływ na długość wykroku!


Nie wiedziałam :)

2 komentarze:

  1. jakie odkrycie :D
    może lepiej stawiać małe kroki a w szybszym tempie? :D

    pozdraiwam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, w jeszcze szybszym? :D mierzyłam, mój marsz jest w tempie biegu, 2 kroki na sekundę :)
    Chociaż jakby tak dreptać sprintem... ;D
    Na pewno byłoby to fajne w kwestii kondycji i angażowania nóg - mniejsze kroki -> mniejsza efektywność -> robisz ich więcej :)

    Bosh, co za rozkmina... Przecież i tak nie lubię marszów xD

    Pozdrówkuję również :)

    OdpowiedzUsuń

Włączyłam moderację starszych komentarzy tylko po to, żeby wiedzieć, że jakiś przybył
i móc odpowiedzieć.
Publikuję z grubsza wszystko - komentarze są obrazem Was, nie mnie ;)

Zachęcam do zostawiania uwag i przemyśleń! Możecie robić to również anonimowo.