czwartek, 25 kwietnia 2013

Dysleksja, dysgrafia, dysmózgia.

Czyli temat bardzo na czasie.

Nie miałam w planach o tym pisać, jednak trafiłam dziś na odcinek Galileło, w którym poruszano podobne tematy i pomyślałam, że nie znam się to skomentuję ;)

Oczywiście będę się starała jak najwierniej oddać wypowiedzi.

Otóż w odcinku pokazano życie 24-letniej Niemki z dyskalkulią. Problemy z liczeniem i takie tam, niby wszyscy wiemy o co w tym chodzi, nie?

Otóż nie.
Sama byłam w szoku. Codzienne życie tej laski wyglądało wręcz kuriozalnie.
Strach przed wejściem do sklepu, bo trzeba będzie zapłacić - kobieta nie zdawała sobie sprawy z wartości pieniądza; czy kilka monet po euro za dwa pączki to już dość? A może za mało? Koniec końców - do ekspedientki lecą całe dwie dychy, niech wydaje najwyżej.

Problemy z odczytaniem godziny. Za piętnaście trzecia... Da fak?! Przecież na zegarze jest 14:45!


Ćwiczenia z terapeutą: schody symbolizują kolejne liczby, kiedy idziesz w górę - dodajesz, kiedy w dół - odejmujesz. "Zrób 5 minus 2." Dziewczyna niepewnie skrabie się do góry. A to dodawanie na poziomie przedszkola...


Szkołę skończyła tylko dlatego, że kuła zadania na pamięć. Matury nie ma, dopiero zaczyna o niej myśleć.


Wstawka medyczna: zaburzenie to było spowodowane chwilowym niedotlenieniem mózgu podczas porodu.

Uszkodzeniu uległ ośrodek odpowiedzialny za myślenie, widzenie przestrzenne. Czyli, kiedy bohaterka wybiera się w miasto zapisuje sobie trasę, np.: "do apteki, potem do mięsnego, skręcić w lewo, dojść do banku, itd., itp." dla niej 500 czy 50 metrów nie robi różnicy, po prostu "nie ogarnia tematu", no.

Co ciekawe, mniej problemów sprawiają jej zadania na poziomie maturalnym - więcej w nich schematów niż w tych łatwych, odnoszących się do życia.

(Miło wiedzieć, szczególnie, że się całkiem niedawno maturę pisało i pamięta się, jakie to Bardzo Ważne Rzeczy były, bez których ani rusz.)


Przyznam, że byłam bardzo poruszona.

I dopiero w trakcie oglądania dotarło do mnie znaczenie samej nazwy - dys-... jak dysfunkcja - upośledzenie.
I od razu przypomniał mi się kolega z klasy w technikum - dyslektyk. Jako jedyny z klasy (w której osób szczycących się podobnym papierkiem było o wiele więcej) nie czytał nigdy na głos, nawet tego co napisał. Wtedy oczywiście myślałam, że se jaja robi. Nie byłam świadoma, że to morze machających każdemu przed nosem świstkiem gości to stado zwykłych oszustów, gdy w rzeczywistości są to zaburzenia moim zdaniem straszne. Przeszkadzające w codziennym życiu, onieśmielające, wstydliwe.

Kajam się, ale jednocześnie usprawiedliwiam - tymi cwaniaczkami, chorymi najprawdopodobniej na dysmózgię właśnie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Włączyłam moderację starszych komentarzy tylko po to, żeby wiedzieć, że jakiś przybył
i móc odpowiedzieć.
Publikuję z grubsza wszystko - komentarze są obrazem Was, nie mnie ;)

Zachęcam do zostawiania uwag i przemyśleń! Możecie robić to również anonimowo.