sobota, 25 stycznia 2014

Zieję Ziają.

Wiem, tytuł debilny, ale stwierdziłam, że mogę sobie na niego pozwolić w dobie jednego
z najnowszych hitów Nataszy U. :P

Trochę mnie nie było, chorowałam se, zawzięcie cisnęłam jazdy i testy i szczerze mówiąc nie miałam głowy do blogowych wynurzeń.

Dzisiaj chcę pociągnąć ziajkową serię do ostatniego póki co postu na temat produktów tej firmy.

Na tapecie: Krem nawilżający matujący 25+ na dzień, SPF 6.





















Producent według tego mazidła pozostaje dość oszczędny w słowach:
"Lekki, nawilżający krem. Zapewnia efekt matowej cery oraz zmniejsza widoczność porów skóry
i zaskórników."

Niestety skład był wypisany na pudełku, które już dawno wyrzuciłam. Ciekawskich odsyłam więc do KWC.

Konsystencja:
Bardzo mi odpowiada. Jest rzeczywiście lekka, idealna do smarowania. Przypomina mi pianę
z ubitych jajek, ale taką cięższą, ubitą z żółtkami ;)





















Użytkowanie jest bardzo przyjemne. Jak chyba widać na zdjęciu, zużyłam go już sporo, więc teoretycznie powinnam mieć już wyrobione zdanie. Otóż nie mam.

Działanie:
Nie mogę go jednoznacznie opisać. Niby krem lekki, ale latem dosyć mnie irytował. Ze względu na problemy z cerą zawsze bardzo dokładnie ją oczyszczam, jest dobrze przygotowana na przyjęcie kosmetyków, ale na ciepłe dni był dla mnie zdecydowanie za ciężki. Nie wsiąkał do końca; zostawiał na twarzy denerwujący mnie film. Jakiegoś spektakularnego matowienia czy nawilżenia również nie zauważyłam, miałam wrażenie, że moja skóra go nie przyjmuje, choć smaruję zawsze bardzo cienko.

Ale przyszła zima i niskie temperatury. Ostatecznie nasz bohater nie podrażniał mnie, zmiękczał jednak tę cerę, więc postanowiłam wysmarować go do końca. I to była dobra decyzja, bo teraz moje odczucia są zupełnie inne.
Staram się codziennie być na dworze, sporą wagę przykładam więc do ochrony twarzy - smaruję kremem i kładę pełną szpachlę, tj. korektor, podkład i puder.
(Ogólnie rzecz biorąc podczas pogody, jaką mamy najlepszą opcją jest wazelina, ale byłoby to samobójstwem, kiedy jadę do miasta i bujam się po ogrzewanych pomieszczeniach.)

I teraz jestem zadowolona niesamowicie! Ciapię na pysk o wiele większe porcje a wszystko ładnie się wchłania, pomijając już kwestie makijażowe to nawet gdy siedzę w domu i smaruję się tylko nim wchłania się całkowicie, zostawiając oblicze mięciutkie i gładkie. Idealne, no.
Wiadomo, że po jakichś dwóch godzinach zaczynam znowu się świecić, ale jest to jak na mnie wynik bardzo przyzwoity. Jeszcze biorąc pod uwagę cenę kremiku - ok. 14 zł.

I jak go teraz podsumować?
Doszłam do wniosku, że oprócz rozróżniania kremów na dzienne i nocne, przydałyby mi się jeszcze kategorie letnia i zimowa ;)
Ten produkt zdecydowanie wpisuję do drugiej i jako taki spokojnie polecam :)


Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Borze mój zielony! Oliv, wielbię Cię hahaha :D 'pełna szpachla' i 'pysk' mnie rozwalił! Weź Ty bądź dziennikarką jakąś, artykuły do gazet pisz! To będzie jedyna gazeta jaką będę kupować hahaha :D

    A co do tematu właściwego to nie zdecydowanie tak, masz rację, zgadzam się. Niektóre kosmetyki całkiem inaczej działają na cieple i inaczej na zimnie. Też to zauważyłam. Tego jeszcze nie miałam, nie jestem 25+ haha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'nie zdecydowanie tak' :D co za jełop ze mnie. :D

      Usuń
    2. Wygrałaś internety :D
      Dziennikarz Oliv, nie wierzę :D chyba do Pudla ;D niemniej dziękuję, milutkie to :*
      Bajdełej, też nie jestem 25+ ;) ale czytałam gdzieś, że kremy dla starszych kobiet mają więcej składników aktywnych, nasza skóra po prostu nie wchłonie więcej, niż jej potrza :)

      Usuń

Włączyłam moderację starszych komentarzy tylko po to, żeby wiedzieć, że jakiś przybył
i móc odpowiedzieć.
Publikuję z grubsza wszystko - komentarze są obrazem Was, nie mnie ;)

Zachęcam do zostawiania uwag i przemyśleń! Możecie robić to również anonimowo.