Wiem, tytuł debilny, ale stwierdziłam, że mogę sobie na niego pozwolić w dobie jednego
z najnowszych hitów Nataszy U. :P
Trochę mnie nie było, chorowałam se, zawzięcie cisnęłam jazdy i testy i szczerze mówiąc nie miałam głowy do blogowych wynurzeń.
Dzisiaj chcę pociągnąć ziajkową serię do ostatniego póki co postu na temat produktów tej firmy.
Na tapecie: Krem nawilżający matujący 25+ na dzień, SPF 6.
Producent według tego mazidła pozostaje dość oszczędny w słowach:
"Lekki, nawilżający krem. Zapewnia efekt matowej cery oraz zmniejsza widoczność porów skóry
i zaskórników."
Niestety skład był wypisany na pudełku, które już dawno wyrzuciłam. Ciekawskich odsyłam więc do KWC.
Konsystencja:
Bardzo mi odpowiada. Jest rzeczywiście lekka, idealna do smarowania. Przypomina mi pianę
z ubitych jajek, ale taką cięższą, ubitą z żółtkami ;)
Użytkowanie jest bardzo przyjemne. Jak chyba widać na zdjęciu, zużyłam go już sporo, więc teoretycznie powinnam mieć już wyrobione zdanie. Otóż nie mam.
Działanie:
Nie mogę go jednoznacznie opisać. Niby krem lekki, ale latem dosyć mnie irytował. Ze względu na problemy z cerą zawsze bardzo dokładnie ją oczyszczam, jest dobrze przygotowana na przyjęcie kosmetyków, ale na ciepłe dni był dla mnie zdecydowanie za ciężki. Nie wsiąkał do końca; zostawiał na twarzy denerwujący mnie film. Jakiegoś spektakularnego matowienia czy nawilżenia również nie zauważyłam, miałam wrażenie, że moja skóra go nie przyjmuje, choć smaruję zawsze bardzo cienko.
Ale przyszła zima i niskie temperatury. Ostatecznie nasz bohater nie podrażniał mnie, zmiękczał jednak tę cerę, więc postanowiłam wysmarować go do końca. I to była dobra decyzja, bo teraz moje odczucia są zupełnie inne.
Staram się codziennie być na dworze, sporą wagę przykładam więc do ochrony twarzy - smaruję kremem i kładę pełną szpachlę, tj. korektor, podkład i puder.
(Ogólnie rzecz biorąc podczas pogody, jaką mamy najlepszą opcją jest wazelina, ale byłoby to samobójstwem, kiedy jadę do miasta i bujam się po ogrzewanych pomieszczeniach.)
I teraz jestem zadowolona niesamowicie! Ciapię na pysk o wiele większe porcje a wszystko ładnie się wchłania, pomijając już kwestie makijażowe to nawet gdy siedzę w domu i smaruję się tylko nim wchłania się całkowicie, zostawiając oblicze mięciutkie i gładkie. Idealne, no.
Wiadomo, że po jakichś dwóch godzinach zaczynam znowu się świecić, ale jest to jak na mnie wynik bardzo przyzwoity. Jeszcze biorąc pod uwagę cenę kremiku - ok. 14 zł.
I jak go teraz podsumować?
Doszłam do wniosku, że oprócz rozróżniania kremów na dzienne i nocne, przydałyby mi się jeszcze kategorie letnia i zimowa ;)
Ten produkt zdecydowanie wpisuję do drugiej i jako taki spokojnie polecam :)
Pozdrawiam!
Borze mój zielony! Oliv, wielbię Cię hahaha :D 'pełna szpachla' i 'pysk' mnie rozwalił! Weź Ty bądź dziennikarką jakąś, artykuły do gazet pisz! To będzie jedyna gazeta jaką będę kupować hahaha :D
OdpowiedzUsuńA co do tematu właściwego to nie zdecydowanie tak, masz rację, zgadzam się. Niektóre kosmetyki całkiem inaczej działają na cieple i inaczej na zimnie. Też to zauważyłam. Tego jeszcze nie miałam, nie jestem 25+ haha :D
'nie zdecydowanie tak' :D co za jełop ze mnie. :D
UsuńWygrałaś internety :D
UsuńDziennikarz Oliv, nie wierzę :D chyba do Pudla ;D niemniej dziękuję, milutkie to :*
Bajdełej, też nie jestem 25+ ;) ale czytałam gdzieś, że kremy dla starszych kobiet mają więcej składników aktywnych, nasza skóra po prostu nie wchłonie więcej, niż jej potrza :)