niedziela, 6 kwietnia 2014

Merida Waleczna ("Brave").

Gdyby nie dzisiejsza emisja tej produkcji w tivu - a raczej jej wcześniejszy zwiastun - zapewne jeszcze dłuuugo bym się na nią nie skusiła. A może wcale.

Dziś na świeżo podzielę się moimi wrażeniami ze śledzenia przygód pewnego sympatycznego rudzielca.









źródło



Dlaczego wcześniej film mnie nie interesował mimo, że wiedziałam o jego istnieniu?
Z powodów bardzo prozaicznych.
Merida... Co to za imię w ogóle? I jeszcze Waleczna, pewnie będzie we wszystkim najlepsza i zbawi świat, zadziwiając wszystkich...

Noo, myliłam się.

Zapewne osoby bardziej zainteresowane filmem już dawno są po seansie, jednak i tak powstrzymam się przed zdradzaniem fabuły, skupię się głównie na wrażeniach emocjonalnych.

Przede wszystkim główna bohaterka, zakochana w łucznictwierudowłosa Merida.
Byłam zaskoczona, jak sympatyczną postać wykreował scenarzysta. Jestem wyczulona na sztampowe charaktery, teksty i żarty, ale tutaj naprawdę wiele razy serdecznie się uśmiechnęłam. Pozytywny nastrój wyczarowany w pierwszych minutach filmu utrzymał się u mnie nawet już
po zakończeniu, choć fabuła zdecydowanie komediowa nie jest, nazwałabym ją raczej kinem familijnym.

Kolejną rewelacyjną kreacją był meridowy tata - olbrzymi, rubaszny i śmiechotliwy chłop,
po którym zapewne księżniczka odziedziczyła charakter ;) jakoś nigdy wcześniej przy okazji oglądania różnych filmów nie zwróciłam uwagi na takie połączenie cech wśród rodziny, że widzimy, że to rodzina.

Postacią mnie osobiście irytującą była mama głównej bohaterki - stonowana, delikatna, rozsądna, typowa arystokratka. Nie lubię takich postaci, które ciągle grzecznie trzymają się swojej społecznej roli.
Monarchini owa, oprócz Meridy, ma jeszcze trójkę synów - sprytnych urwisów, również przyjemnie przemyślanych, choć już mnie tak nie ujęli jak pierworodna.
W sumie byli mi obojętni, choć przewijają się przez cały film.


Sam film opisany jest m.in. jako fantasy. Nie powiedziałabym, że nie cierpię, ale na pewno nie lubię kina fantasy. Jakieś to dla mnie tandetne, głupie, wymyślone nie wiem na co i WGL. Tu jednak świat czarów nie jest przytłaczający, choć akcja toczy się na jego granicy ze światem realnym.
Akcja wartka, tocząca się wśród pięknych krajobrazów, ze świetnie dobraną muzyką, czego więcej chcieć? :)

Może przesłania ;)
Tu także nie mam się do czego przyczepić. Produkcja jest pochwałą więzów rodzinnych, trzymania się własnych przekonań, umiejętności słuchania potrzeb innych, doceniania tego, co się w życiu ma.
Ale jednocześnie zwraca uwagę na ponoszenie konsekwencji swoich wyborów, na skutki zbyt daleko idącego egoizmu.

Żeby nie było zbyt cukierkowo, muszę znaleźć jakąś dziurkę w całym.
Choć Amerykanie moim zdaniem postarali się i nie powielali bardzo oklepanego, bajkowego schematu, to jednak w kilku aspektach nie udało im się uciec.
Stonowana mamuśka - w sumie standard,
Merida jako nowa wersja Robin Hooda - dla mnie było to jednak przewidywalne, że nie chybi ani jednego ważnego strzału z łuku.
Szczęśliwe zakończenie - tego też byłam pewna (i powtarzałam sobie w najbardziej emocjonujących momentach, że i tak wszystko dobrze się skończy ;)), chociaż co do sposobu zakończenia historii już się myliłam.
Żeby nie było - wiem, że możliwości stworzenia charakterystycznego charakteru ;) bohatera są dosyć ograniczone, no ale jednak czasem fajnie by było obejrzeć coś nowego.

Mimo tych kilku rzeczy, naprawdę polecam!

Oglądałam z polskim dubbingiem; spokojnie oceniam "Brave" na 8/10 punktów.



Buziaki!


8 komentarzy:

  1. Też oglądałam :) i bardzo mi się podobał, choć przez większość filmu patrzyłam Meridzie głównie na włosy :D takie moje ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze do Twojego koloru nie przywykłam, jak zobaczyłam avatarka to myślałam w pierwszej chwili, że ktoś ma ją :D

      Usuń
    2. Hahahaha :D musisz się bidulko przyzwyczaić do płomiennego Impka :D

      Usuń
  2. Chciałam na to do kina iść, bo jak zapowiadali to miało być o dziewczynce amazonce. Wybierałam się i wybierałam i w końcu w sobotę obejrzałam w TV. Może być.
    A najbardziej lubię sprawdzać czy dobrze trafiłam kto dubbingował postaci. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dokładnie tak :D najlepiej mi się sprawdza jak nie patrzę na film, dzisiaj sobie siedziałam na kompiku i leciało coś tam o krasnoludkach w tv, na słuch prawie wszystkich poznałam! ^^

      Usuń
  3. A nie osobiście bardzie przeszkadzał polski dubbing. Nie wiem, może jestem jakaś przygłuchwa...bo zwyczajnie w wielu miejscach nie zrozumiałam co "postać mówi". Słaba dykcja u Meridy. Ja rozumie, że to miał być niby taki bełkot charakterystyczny dla nastolatków, którzy nie mówią starannie itp...ale mnie to bardzo przeszkadzało. Całość taka bardzo średnia ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, zapomniałam o tym - chyba jesteśmy przygłuche obie, bo miałam podobne problemy ;)
      Tylko ja z kolei nie rozumiałam gadki takich pobocznych postaci, których tekst nie był zbyt ważny dla fabuły i widać nie przeszkadzało mi to na tyle, że puściłam to w niepamięć :)

      Usuń

Włączyłam moderację starszych komentarzy tylko po to, żeby wiedzieć, że jakiś przybył
i móc odpowiedzieć.
Publikuję z grubsza wszystko - komentarze są obrazem Was, nie mnie ;)

Zachęcam do zostawiania uwag i przemyśleń! Możecie robić to również anonimowo.