niedziela, 1 czerwca 2014

"Nietykalni" vs "Kolekcjoner kości".

Jeżeli ktoś oglądał obie produkcje to zapewne zdziwi go takie porównanie,
jednak nie wymyśliłam go sama - filmy zostały do siebie przyrównane w tej recenzji "Nietykalnych".

Miałam w planach podzielić się tylko swoim zachwytem nad francuską produkcją, ale filmwebowa recenzja tak mnie zaintrygowała, że najpierw zasiadłam do "Kolekcjonera kości", którego zresztą widziałam kawałek w tivu i również całkiem mnie zainteresował.

Nietykalni. *

Nastawiona do tego filmu byłam tak wrogo, że z perspektywy czasu sama nie mogę tego ogarnąć.
Po pierwsze, tytuł kojarzył mi się z tandetnym holiłudyzmem, typu niezniszczalni, niepokonani,
czy inne takie, kojarzące się (przynajmniej mnie) z dużą ilością irracjonalnych efektów specjalnych
i plejadą dobrych i złych glin.
Po drugie, nie mogłam pojąć JAK kurwa można zrobić komediodramat?
Jak film ma mnie śmieszyć a jednocześnie poruszać?

...Wiem, mam mały rozumek.

Produkcja moim zdaniem ma w sobie to specyficzne "coś", co posiada ogólnie kino francuskie.
I literatura rosyjska.
Nietuzinkowość? Ciekawe ujęcie tematu? Specyficzne dialogi?
Nie potrafię tego jednoznacznie nazwać.
W każdym razie na ekranie obserwujemy rodzącą się przyjaźń dwojga mężczyzn z kompletnie innych, zderzonych ze sobą światów.
Oczywiście nie wyszłoby to tak pozytywnie, gdyby obaj nie byli bystrzy, o otwartych umysłach.
Przyjemnie się ogląda takie postacie; w "Nietykalnych" nie znajdziemy pseudozabawnych kretynów rodem ze "Straży wiejskiej". To o wiele wyższy level poczucia humoru.
Bo tak, oprócz poruszania kwestii poważnych, obśmiejemy się przed kompem
(w kinie już tego chyba nie grają ;)) jak norki.

Żeby nie ujawniać zbyt wielu szczegółów dodam tylko, że akcja toczy się wokół młodego, niepokornego Drissa i sparaliżowanego od szyi w dół, dorosłego i statecznego Philippe'a.

Internetowi opiniotwórcy zarzucają producentom (scenarzyście?), że sztampa, że było, że nuda.
Jak już chyba wspominałam, ja kinomaniak nie jestem, nie wymyślę teraz na poczekaniu
(ani po głębszym przemyśleniu sprawy) dwóch tytułów z podobną fabułą, bo zwyczajnie niczego takiego nie widziałam.
Dla mnie bardzo duże znaczenie ma też fakt, że to ekranizacja prawdziwej opowieści;
czyni ją to w moim odczuciu bardziej wiarygodną i niepowtarzalną.

Minusy zauważyłam dwa - z tego co czytałam, pierwowzór Drissa jest muzułmaninem.
Faktycznie zgrzyta mi to po zestawieniu z frazą "poprawność polityczna"...
No i dostrzegłam moim czujnym okiem jeden akcent holiłudzki - kiedy Philippe rezygnuje
ze spotkania ze swoją korespondencyjną znajomą, oczywiście okazuje się,
że wybrał taki moment, że mijają się w drzwiach.

A poza tym - jeżeli taki sęp jak ja idzie na to do kina za darmo, ale potem idzie jeszcze raz,
biorąc pod pachę Tatę Robinsony i PŁACI, żeby też mógł zobaczyć, to coś jest na rzeczy ;)


Kolekcjoner kości.

No tutaj zachwytów nie będzie.
Ju Es Ej Prodakszyn, na który to typ mam alergię; tutaj ten trend według mnie
jak najbardziej widać.

Sama fabuła wydaje mi się ciekawa - wątek kryminalny, szukanie mordercy,
ukazanie pracy policji - zabezpieczanie śladów, łączenie wątków - wszystko pod presją czasu.
Mogłoby być ciekawie, gdyby producent (scenarzysta?) koncertowo tego nie spierdolił -
- cholerną, zarzucaną "Nietykalnym", sztampą.
Co więc mamy?
Niepełnosprawnego, ponoć pogrążonego w depresji, genialnego prowadzącego śledztwo
i standardowo grupkę jego opozycjonistów, podkładających gościowi kłody pod nogi
bez względu na dobro dochodzenia.
Dalej - geniusz nasz, w swoim nikomu niezrozumiałym geniuszu, wybiera sobie spośród rzeszy policjantów jedną protegowaną, widząc w niej ponadprzeciętne zdolności, których nie widzi nikt inny.
Dziwnym trafem nawet takiemu kinowemu jełopowi jak ja od razu kołaczą w głowie
odcinki CSI, Kości i Milczenie owiec...

Nawet efekty specjalne wcisnęli. Bo sorry, ale droga hamowania pociągu wynosząca z 300 metrów należy wg mnie do kategorii efektów specjalnych.

Miałabym jeszcze dużo do powiedzenia, ale nie będę się rozwodzić nad całą fabułą;
jak zawsze polecam ocenić po swojemu :)

Na plus zaliczam fakt, że do końca nie skapnęłam się, kto ostatecznie był tym złym.
Całemu ponadprzeciętnemu zespołowi nie udaje się wszystkich uratować.
No i sam sposób działania przestępcy też interesujący.


A co łączy te dwa filmy?

No właśnie, kurwa, nie wiem.
Według autora filmwebowej recenzji - przedstawienie kwestii niepełnosprawności.

Ale ja tutaj nie widzę związku poza oczywistym faktem, że obaj bohaterowie są niepełnosprawni ;)

Za to zdecydowanie łączy je świetna gra aktorów.
W tym miejscu kłaniam się szczególnie Francuzom; nie posiłkowali się takimi gwiazdami jak Amerykanie.


Podsumowując - "Nietykalnych" polecam bo uwielbiam, 
"Kolekcjonera kości" - żeby wyrobić sobie opinię.


Dobranoc :)

* przez większość postu nie używam cudzysłowu ze względu na czytelność tekstu. 
Wiem, że powinno się to robić; tym razem celowo łamię zasady.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Włączyłam moderację starszych komentarzy tylko po to, żeby wiedzieć, że jakiś przybył
i móc odpowiedzieć.
Publikuję z grubsza wszystko - komentarze są obrazem Was, nie mnie ;)

Zachęcam do zostawiania uwag i przemyśleń! Możecie robić to również anonimowo.