środa, 27 czerwca 2018

Magia i emocje... "Ziemia Kobiet".

Długo się zbierałam żeby do tego siąść.
Ale obiecałam sobie, że dopiero jak się uzewnętrznię w tym temacie, pozwolę sobie sięgnąć po kolejny tytuł.
No to się uzewnętrzniam.

TYTUŁ: Ziemia Kobiet,
AUTOR: Sandra Barneda,
WYDAWNICTWO: Muza,
STRONY: 480,
OPRAWA: Miękka,
FORMAT: 17,3 x 11 cm,
GATUNEK: Fikcja
CENA: 9,99 zł.


O ile dobrze pamiętam, książka zaciekawiła mnie swoją okładką. Wygląda dosyć... kiczowato?
Ale i przyjemnie. W sam raz na wakacje, ile można babrać się w morderstwach.

Opis z tyłu i niska cena przechyliły szalę; muszę spróbować różnych czytadeł!


Druk.

No nieduży. Nie powiem, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało ale odczułam, że jest odrobinę drobniejszy niż w poprzednio pochłanianych. Sama książka jednak też
za szczególnie duża nie jest, więc wszystko spójne.
Nie czyta się tego wygodnie...
Zresztą, widać na zdjęciu że musiałam położyć łapę na środku i dosyć przytrzymać, żeby mi strony nie uciekały.
Uważam taki rozmiar przy takiej objętości za niezbyt celny strzał.


Poza tym - nie wychwyciłam żadnych błędów (np. literówek).


Treść.

Kobieta opisuje historię kobiet.
Szkoda, że wcześniej nie połapałam się, czym to pachnie - och, emocje, och, magia, och, nie mam za grosz zdrowego rozsądku więc zdam się na intuicję, och, sygnały, och, przeznaczenie!

Borze, co za pierdololo.

Jestem na to zbyt stara, zbyt zgorzkniała, zbyt mądra - albo zbyt głupia - w każdym razie ZBYT.
Jak dla mnie kompletny przerost formy nad treścią; dużo opisów, które w założeniu...
nie wiem jakie miały być, bo chyba nie plastyczne?
Akcja ciągnie się przez prawie 500 stron a ja nie poczułam sympatii do żadnego bohatera, nawet przy końcu musiałam przystawać przy imionach głównych bohaterek (!) żeby skumać, która jest którą.

A, przepraszam, kreacja młodszej córki głównej bohaterki mnie nie irytowała - takie normalne, fajne dziecko.
Poza tym - matka głupia cipa bez własnego zdania, która dała się napompować pustymi frazesami o wyższych sferach, standardach zachowań, standardach życia. Jednocześnie oczywiście wydaje jej się, że jest chuj wie kim; absolutnie nie potrafi bądź nie chce zastanowić się nad sobą.

Jej nastoletnia córka - jak to nastolatki, wieczny foch, pretensje i kuszenie do piątaka
na twarzy, a przynajmniej na dupie.
Jak widzę/ czytam/ oglądam w TV takich ludzi to jestem przekonana, że prałabym takiego dzieciaka i patrzyła czy równo puchnie ;)
Zawsze się zastanawiam czy też taka byłam.

Ciekawa jestem również, czy w ty Hameryce to une wszyskie podobne.

Ja wiem, że powieść, że fikcja, ale wydaje mi się, że Autorka mogła brać podwaliny postaci z otoczenia; zresztą nie byłoby to też szczególnie szokujące.

W tej mieszaninie magii, znaków, przyrody i emocji komuś chyba zabrakło zdrowego rozsądku; parę razy wychwyciłam oksymorony, które nie wyglądały mi na zamierzone (oczywiście ich nie zaznaczyłam, geniusz).

Pokażę za to kawałek tego, co dla mnie strawne:

Jak za sprawą magicznej sztuczki tych dwoje wpadło na siebie w drzwiach restauracji. Sprawiali wrażenie, jakby zamienili się rolami; Amat przypominał wyglądem chłopaka z miasta, a ona dziewczynę ze wsi. Od czasu ślubu brata Amat nigdy nie miał do czynienia z krawatem, tego dnia jednak postanowił go założyć, ale węzeł wyszedł mu niezdarnie.
Gala z kolei wyciągnęła dżinsy, koszulę w kratę i kowbojki - doskonały zestaw dla teksańskiej poganiaczki bydła. Oboje popatrzyli na siebie w milczeniu i nie mogli powstrzymać uśmiechu. Amat otworzył drzwi, Gala weszła bez słowa, walcząc z pokusą, żeby poprawić mu krawat.

I tego, co nie:

Przeznaczenie igrało z każdym z nich: Gala musiała zebrać siły przed powrotem do domu i rozmową z Frederickiem, jakiej nigdy wcześniej nie przeprowadzili; Adele odzyskać je, żeby pozostać z Markiem; Kate nacieszyć się tym "przeklętym miejscem"; a Amat zasypać piaskiem ogień, który podsycała Gala. Prawa natury są bardziej złożone, niż się wydaje, i wystawiają na próbę tych, którzy podnoszą przecie nim bunt, którzy ich nie przestrzegają albo je ignorują.
Pozostaje tylko usiąść i zaczekać na bieg wydarzeń...
Czyżby Czerwona była tak potężna, że mogła pokonać przeznaczenie? 

No dejta spokój.
Niby rozumiem Autorkę - uważam, że próbuje zachęcić czytelnika do pochylania się nad zwykłymi sprawami i czerpania z nich radości; forma jednak nie dla mnie.

Dodatkowo wkurwia mnie to pierdolamento o sile kobiet, jakichś mocach miłości
i oddania, gdy się jednocześnie pokazuje ich zniewolenie pod szyldem TRADYCJA, gdzie nie ma miejsca na pójście pod prąd a życie po swojemu jest piętnowane (to akurat uniwersalny schemat).

Podsumowując, kupa sprzeczności, która mnie w tym przypadku męczy.
Cieszę się, że mam już to za sobą. Nie będę tęsknić.
To książka, której treść zapomniałam zaraz po zamknięciu.

CZAS CZYTANIA: 1,5 pełnego dnia.
MOJA OCENA: 4,5/ 10.

No.
Sięgam po kolejne, czego nie przetrawiłam za pierwszym podejściem.