poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dzień kota 2.

Z okazji remontu odłączyłam się od świata wirtualnego i znów musiałam się trochę wstrzymać
z blogasiem.

Jako, że mamy czas lajtowy, poświąteczny a przedsylwestrowy, dziś notka z kategorii, którą najbardziej lubię ;) bajka o futrach. Zapraszam!


Jak zwykle rolę pierwszoplanową obsadza Robinsona, zwana pospolicie Misianką lub Miśkiem - jako jedyna jest u nas kittenkiem czysto domowym, więc każdy spacerek to dla nas spora przygoda ;) dziś także zaprezentuje się w całej krasie ostatni Wielki Nieobecny sesji, czyli Srajtunio.
Z Misią dawno nie byłam na dworze (choć miałam wielką ochotę pokazać jej śnieg
i oczywiście wciepnąć w zaspę ;D czekałam jednak na więcej puchu i się nie doczekałam, no.), więc była na początku dość niepewna. Mimo, że dzielnie brnęła przed siebie






















co chwilę wracała do Mamy upewnić się, że ma obstawę ;)






















Mama chyba się spisała, bo już po kilku minutach Misiek poczuł zew wędrowca i ruszył dziarsko zdobywać świat!






















Dla lepszego zobrazowania dziarskości zaznaczyłam okręconą wokół dłoni smyczkę. Taki to był zew!

Nagle... Chwila przyczajenia. Coś dziwnego pojawiło się na horyzoncie... Coś, czego jeszcze przed chwilą tu nie było!






















Jednak Misia nie byłaby Misią, gdyby nie wyrwała się sprawdzić, kto zacz.
Zacz jednak, jak na dobre dziecko przystało, najpierw przywitał się z Mamą...
(na tym skończyła się jego grzeczność)






















... i kompletnie olał Kittenka.






















Kiedy się zreflektował, było już za późno. FOCH. Nie ignoruje się Ksienznicki, Moi Mili.






















Męskie ego to rzecz nad wyraz delikatna.
Łaski bzz, idę do Mamy. Ona nie stroi fochów.






















Bo Mama kocha Srajtka, a Srajtek kocha Mamę! :)















Dobra, bez jaj teraz, dorosłemu Samcowi Alfa na dzielni (wiosce) nie wypada już chyba wyginać się jak podrostkowi; trzeba się ogarnąć i zachować twarz. Na przykład jakąś nastrojową pozę przybierając...





















... i wykonując czynności, które każdy szanujący się dorosły Samiec Alfa wykonywać powinien.




















Pewnie zastanawiacie się, co w tym czasie robiła Misianka? Zwiała mi razem ze smyczką
i dzikowała w krzakach ;) ale jest grzecznym kotkiem i przyszła na zawołanie. Dla odmiany
w tym samym czasie ulotnił się Srajtunio ^^
Spacerek wkoło komina uznałam za zakończony, wróciłyśmy do domu. Mama zmarznięta, ale zadowolona z fajnej sesji, Misia zmarznięta, za to zadowolona z dzikowania ;) nawet choinki nie próbowała rozbierać.
Mission accomplished, bycz! :D



Szczęśliwego, kociego nowego roku! :)


















PS: Być może zauważyliście przymglenie na większości zdjęć. Nie, to nie mój (pseudo)artystyczny zmysł, po prostu podczas remontu ujebałam telefon zaprawą :x
o czym skapłam się po powyższej sesji. Następne zdjęcia będą już normalne :)
- oczywiście na tyle, na ile pozwala pięciomegapikselowy aparat w moim kulawym hatececzku.

Pa!

środa, 11 grudnia 2013

Podcięłam siano.

Przerzuciłam się już na hennę Khadi; niedługo będę znów farbować to odłożę opinię do czasu, aż będę miała pełną zdjęciową dokumentację ;)

Dziś króciutko - stan mojego siana sprzed ok. miesiąca, bo jeszcze z Nl.
Kolory przekłamane z powodu oświetlenia. No i po prawo ;) mam jeszcze wilgotne włosy.





Z życzeniami kororowych - Mama R.
;)