niedziela, 26 sierpnia 2018

"Ali Deals" - przybory kuchenne II.

Jadziem dali.

Trochę mi poprzychodziło, już tylko jeden itemek zawisnął gdzieś w niebycie;
myślę, że to wcale niezły wynik.

1. Nożyczki do ziół.

Na zdjęciach wyglądało praktycznie. Regularnie kupuję szczypiorek, koperek, cebulkę
a nawet i pietruszkę (nie przepadam) w doniczkach, obcinam, siekam i trzymam zamrożone w słoiczkach.

Po co próbować objąć ręką cały pęk podczas krojenia nożem oraz mieć potem deskę
do mycia? Lepiej ostrzyc czuprynkę i po krzyku!


Szkoda, że nie pomyślałam że tę ściętą czuprynkę też trzeba gdzieś trzymać. A co to 
za różnica czy miska do płukania, czy deska? Chyba tylko w wielkości.

Poza tym jako, iż zielenina bywa soczysta, wcale nie chce ona radośnie opadać 
do przygotowanego naczynia.


Trzeba więc ciąć po kilka nitek na raz, zamiast połowy grzywy, jak próbowałam ;)

Wiem już też, po co był w zestawie kompatybilny grzebyczek.


Cały ten ostrzyżony szczypior uważam za wymemłany i wygnieciony i drugiego podejścia tak zaraz nie zrobię, bo reszty ziół tak często nie używam.
Póki co uważam, że skórka nie warta wyprawki. Łatwiej obciąć łeb normalnymi nożyczkami i pociąć na desce.

CENA: 2,74 €.


2. Papryczana drylownica.

Lubię dania jednogarnkowe i całkiem często paprykę obrabiam.
Ta zabawka też wyglądała całkiem sensownie - zamiast nacinać ogonek naokoło kilka razy nożem wkładasz plasticzek, przekręcasz, voilà!


I dokładnie tak to działa :)
Przy moim konwencjonalnym przygotowywaniu papryki faktycznie pozwala zaoszczędzić czasu i pracy.
Jedyne, czego mi szkoda to tych 2 mm od ogonka więcej - bo ja nacinam zaraz przy nim ;) -
- oraz, że przypomniało mi się o fotce akurat przy żółtej papryce, wkurza mnie to zdjęcie.

Zestaw składa się z dwóch takich szprycowników - drugi o mniejszej średnicy, do długich 
i wąskich odmian - oraz przychodzi w kartonowym pudełeczku z nadrukiem zawartości, nie jak jakaś taniocha, w samej przezroczystej folii!

CENA: 1,49 €.


3. Krajalnica truskawek.

Nie wiem, kto to wymyślił, pewnie jakiś cukiernik - amator, jak mój chłopak ;)
Robimy dość często ciasta z owocami i jesteśmy fanami truskawek - nie było wyboru!

Nie jest najdokładniej wykonane ale myślę, że może spełniać swoją funkcję.

Nie testowałam jeszcze, niestety.

Te nożyki dosyć za palce łapią i sam przedmiot parę gramów waży.
Widzę też w tym pieczarki.

Jak już coś ciachnę, zrobię notkę uzupełniającą.

CENA: 1,45 €.


4. Szablony do kawy.

Zamawiał chłopak, ale uznałam że warto je tu wstawić - kolejny ciekawy, 
niepotrzebny bajerek ;)
Poza tym chcę czymś wypełnić tę ssącą pustkę za zaginioną tareczką do sera za 
40 centów.



Zestaw 16 szablonów - ziarna kawy, serduszka, słoneczko, choinka, uśmieszek, 
nawet pandę znalazłam (no jo, toć Chiny...) Z kakao wychodzi to całkiem ładnie 
tylko wiadomo, że trochę się marnuje.
Na co dzień nie używamy.

CENA: 0,92 €.


To nadal przedmioty z darmową wysyłką.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

"Morderca, którego nie było."


Już sam tytuł robi robotę, prawda
Dlatego też powędrował ze mną do kasy. No i oczywiście kot, internet kocha kotki, 
ludzie kochają internet, autorzy kochają czytelników ;)
No, mnie tam złapał.



TYTUŁ: Morderca, którego nie było,
AUTOR: Marco Vichi,
WYDAWNICTWO: Albatros,
STRONY: 288,
OPRAWA: Miękka ze skrzydełkami,
FORMAT: 12,5 x 19,5 cm,
GATUNEK: Kryminał i sensacja,
CENA: 9,99 zł.

Na skrzydełkach krótkie przybliżenie postaci Autora oraz dodatkowy skrót treści.
Wygląda mi to na próbę zapełnienia czymś powierzchni; tylko po co dorabiać dodatkowego papieru jeśli się nie ma na niego pomysłu? W środku są puste, białe.

Podoba mi się za to wytłaczany tytuł.


Opis, z którego niewiele wynika, ale że lubię kryminał i lubię Włochy, szkoda byłoby 
nie spróbować.
A! I koty też lubię.

Piszę po dłuższym czasie od skończenia lektury, nie chciało mi się tak trzaskać kolejnych tytułów i notek. Lato jest, albo zdycham z gorąca albo rowerem jeżdżę i w jeziorze pływam.
Ale pamiętam, że początek niezbyt mnie wessał.
I taka już niewessana zostałam.


Druk.

Rozlazły, kierwa. Czytasz i czytasz a treści nie przybywa.
Znalazłam też jedną jakąś nieważną literówkę.



Poza tym całkiem się czyta. Poza tą rozwlekłością nic nie uwiera.


Język.

Nieszczególnie skomplikowany. Czytając tę powieść czułam się, jakby opowiadał 
mi ją kolega ze szkoły. Nie jakiś debil, ale też i nie prymus.
Na te afrykańskie upały jak znalazł. "Rozważnej i romantycznej" bym nie zdzierżyła, gdybym czytała ją w takich warunkach.

Niemniej nie zawsze mam ochotę na takie luźne gadki, toteż nie wczytywałam 
się zawzięcie. Dużo przerw robiłam bo spać mi się chciało.


Treść.

Rozbieżna.
Uważam, że powieść była o wszystkim, tylko nie o tym śledztwie! 
Jakbym obyczajówkę czytała.
Nie odczuwałam żadnych specjalnych emocji, nawet jeśli coś się zadziało 
to do następnego zadziania już zdążyłam przymknąć lewe oko.

Nasz komisarz ma dobrą opinię w środowisku, w trakcie akcji zostaje też awansowany. Zastanawiam się za co kurwa, bo w tej książce jak dla mnie naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżnia mimo uroku osobistego, którego nie można mu odmówić.

Z drugiej strony - pomyślałam, że pewnie w rzeczywistości to właśnie TAK wyglądają śledztwa, nie kończą się w dwa dni jak w serialach.
Dodatkowo opowieść dotyczy lat powojennych, a więc pracy łbem, nie śladami DNA 
czy zapachu.
I tej całej otoczce też uroku nie można odmówić.

W ogóle uważam pomysł na fabułę za fajny, ciekawy i świeży, jeszcze czegoś takiego 
nie spotkałam.
Choćby z tego powodu warto było to przeczytać. 


Książka jest jedną z 11 tego Autora, również komisarz Bordelli pojawia się też gdzie indziej.
Zastanowię się, czy się zapoznawać z resztą ale myślę, że przy okazji kupię. Przynajmniej te komisarzowe, sympatyczny jest :)


CZAS CZYTANIA: 4 dni,
MOJA OCENA: 6,5 - tak jak chłopców w lesie. Podobnie, niedostatecznie mnie wciągnęło ale i podobnie nie mogę ocenić tego źle.

PS: Kot jest :) i jest gwiazdą!

niedziela, 12 sierpnia 2018

"Ali Deals" - przybory kuchenne I.


Muszę przyznać, że oferta naszych chińskich przyjaciół mnie powaliła.
"Przybory" kojarzyły mi się dotąd bardziej konwencjonalnie ;)

Zamówiłam kilkanaście pierdutek i jeszcze nie wszystkie przyszły oraz za długo by wyszło prezentowanie wszystkich na raz - polecę więc partiami.


1. Lejek.

Wiem, że u nas też można dostać, ale silikonowego i składanego to jeszcze 
nie widziałam :D
A że jestem zbieraczem i pielęgnuję w sobie tę część dzieciaka odpowiedzialną 
za fascynację nowościami i kolorami - bierę.


Lejeczek jak lejeczek, składa się, rozkłada i nalewa. Wygląda dokładnie tak, jak bym tego chciała (spodziewałam się chujowizny, szczerze mówiąc). Można braść.

CENA: 0,85 €.


2. Nakładki do przechowywania żywności.

Czyli alternatywa dla każdorazowego owijania foliami. Uważam to za zajęcie irytujące 
i niewspółmiernie do osiągniętych korzyści zaawansowane energetycznie i materiałowo.
Dzięki tym nalypkom oszczędzam za każdym razem 25 sekund i 50 cm folii!


Te kropeczki to jednostronne wypustki (nie odkryłam jeszcze celu ich egzystencji, powierzchnie różnią się fakturą), druga strona jest gładka i klei się sama do siebie - 
- i do brzegów naczyń. Przechowuję nakładki złożone na pół, tą lepką stroną do siebie.

Wymiary: 10 x 10 cm, 14 x 14 cm i 20 x 20 cm.

Trzymają się zacnie. Jestem zadowolona.


Zostaje na nich zapach jedzenia - nie wystarczy opłukać pary wodą, trza za każdym razem myć płynem.

CENA: 2,06 €.


3. Pierogi mejker.

No to to już fanaberia ;)
Żebym jeszcze namiętnie lepiła... A nawet jeśli, to absolutnie wystarcza mi falbanka 
ze starego, dobrego widelca.
Niemniej przetestować nie zawadzi.
Wygląda normalnie, nie?


Niestety, w rzeczywistości jest stereotypowym, chińskim szajsem :D
Niedorobione, z wystawiającymi smętnie łebki kluskami plastiku, nawet się zamykać 
i otwierać gładko nie chce!
Cieniutkie i wg mnie za małe. No, takie akurat na chińskie pierogi :)


Może raz przetestuję, może akurat będzie działało cudownie, jak już się zamknie? 

Póki co uśmiecham się za każdym razem, kiedy widzę to w szufladzie.

CENA: 0,84 €.


4. Trzymajka do plastrowania.

To też wydało mi się przekomiczne.
Nie umiałam sobie wyobrazić jak by to miało być wykonane - już umiem :)


Kastet dla Pani Domu ^^
Spodziewałam się - jak zwykle - bezszałowności, ale po pierwsze - jakimś cudem przyszło w niepodziurawionej plastikowej torebce i w folii bąbelkowej (w odwrotnej kolejności...), 
a po drugie jest wystarczająco sztywne do wbicia w cebulę. Krzywe trochę ale działa!

Chyba najczęściej używany przez nas gadżet.
Nie nadaje się do pieczarek, rozpoławia je. Całkiem grube te szpile.

Luz, do pieczarek mam co innego ;>

CENA: 1,01 €.


Wszystkie powyższe artefakty kupowałam z darmową wysyłką.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Bo wypadało... - "Rozważna i romantyczna".

Starczy tego mistrzowskiego wisielca.

Kolejne w kolejce znam od dawna ze słyszenia - i książkę i film.

Gdyby nie to, że chyba można już tę książkę wpisać w jakiegoś rodzaju kanon lektur, 
które warto znać, gdyby nie to że cena była niska - pewnie nawet bym się nie obejrzała 
za tym tytułem.

TYTUŁ: Rozważna i romantyczna,
AUTOR: Jane Austen,
WYDAWNICTWO: Świat książki,
STRONY: 352,
OPRAWA: Miękka,
FORMAT: 21,1 x 13,7 cm,
GATUNEK: Literatura piękna,
CENA: 9,99 zł.



Okładka sugeruje dokładnie to, czego już się domyślałam - że nie będzie to moja ulubiona powieść.
Choć obiektywnie patrząc jest estetyczna i kobieca.


Opis tylko potwierdza tezę.


A tak po prawdzie nie było wcale najgorzej ;)
Ale nie szanowałam tej książki. W przerwach leżała byle gdzie (mam swoje ulubione miejsca na czytanie, które tutaj nie obowiązywały), nie używałam ani razu zakładki. 
Po tym jednym czytaniu jest naprawdę widocznie wymemłana.



Zrobiłam kilka dni odstępu od Pana Mercedesa a i tak wejście w inny świat było trudne 
i nieprzyjemne.

Druk.

Po pierwsze, to wreszcie znów książka o jakichś prawilnych rozmiarach, którą jest za co złapać i jak wygodnie czytać.

Druk też bardzo fajny, ścisły dosyć. Lubię takie.


I dialogów nie za mało, i przypisy wtedy, kiedy ich potrzebowałam, i bez błędów - jest okej.

Tutaj chyba jest miejsce na rozszerzenie mojej oferty recenzyjnej - odczuwam nieodpartą potrzebę opisania osobno języka jak i treści.


Język.

Abstrachując od opinii innych, sama już zaobserwowałam, że język rzeczywiście sukcesywnie dąży do uproszczenia. A raczej języki, bo przecież nasza bohaterka jest pisana po angielsku.

Kiedy oglądam dokumenty o przestępcach sprzed -dziesięciu lat, mam wrażenie graniczące z pewnością, że nawet oni składają zdania sumienniej niż dzisiejszy przeciętny dwudziestolatek.
Kiedy czytam "Rozważną i romantyczną" znowu widzę tę tendencję, tutaj wyglądającą 
mi wręcz na grafomanię - choć nie wątpię, że Autorka nie wyolbrzymiała.

Pierwszych 120 stron odhaczałam partiami po 20... nie mogłam się przestawić, męczyłam się i nużyło mnie to po 15 minutach; myślałam, że będę dukać tydzień.
Co chwilę rugowałam się, że przecież to powieść z XVIII wieku!

Jeżeli kojarzycie "Anię z Zielonego Wzgórza" i jej morza rozpaczy czy inne wszechświaty szczęśliwości, to tu jest podobnie.

Nie mogę podziękować komuś tak po prostu. Muszę do niego mówić NAJczulej, NAJserdeczniej, uznać go za NAJuczynniejszego, NAJzacniejszego kawalera na świecie, który uczynił mnie NAJszczęśliwszą, bo poszedł mi po gazetę.
Ja pierdolę... Nie znoszę takiej maniery.


Treść.

Obyczajowa.

Czytałam - pewnie na jakiejś Wikipedii - że w tamtym okresie modne były powieści 
z dwójką głównych bohaterów, o przeciwstawnych charakterach i nasza Autorka wykazała się dość pionierskim podejściem, pisząc o kochających się siostrach.

Bawi mnie, że umieściła w książce trzy siostry, ale najmłodszą zepchnęła gdzieś do piwnicy ;)
- wiem, wiem, trendy.
No, w każdym razie uważam, że główne bohaterki są przerysowane. Że romantyczna nie jest romantyczna, tylko niezrównoważona i egzaltowana, a rozważna jest żyjącą w cieniu trusią.
Z drugiej strony - jacy mają być ludzie, których życie polega na bywaniu, wyszywaniu, śpiewie, tańcach, spacerach i podróżach? A, i na liczeniu mamony jeszcze.
Tyle dobrze, że - sądząc po tamtych czasach - książka jest dedykowana paniom, więc ma szczęśliwe, sprawiedliwe zakończenie.

"Większa połowa" zleciała mi nadspodziewanie szybko.
Złapałam się jakiś czas temu na tym, że już na początku książki myślę nad oceną dla niej.
I tutaj końcowa jest wyższa.

Uważam, że to bardzo ciekawa lektura choćby ze względu na ten język właśnie, a dalej naprawdę miło jest zanurzyć się w przeszłość po czym uświadomić sobie, jak bardzo zmienił się świat - w mojej ocenie na korzyść kobiet.

Podsumowując, jest w porządku. Nie żałuję lektury.
Taka podróż do innego świata, o którym zapominasz w chwili zamknięcia okładki.


CZAS CZYTANIA: 1,5 dnia,
MOJA OCENA: 7,5.