niedziela, 30 grudnia 2018

Tytuł, który nie mówi nic - "Pięć dni w październiku".

To książka z serii moich najdawniej kupionych książek, tak że nie mam zielonego pojęcia jakim sposobem mogła się u mnie znaleźć.

W każdym razie do czasu przeczytania opisu z tyłu tytuł wespół z okładką kojarzył mi się dość sentymentalnie i romantycznie, a tu niespodzianka!
Znowu kryminał :D




TYTUŁ: Pięć dni w październiku,
AUTOR: Jordi Sierra i Fabra,
WYDAWNICTWO: Albatros,
STRONY: 336,
OPRAWA: Miękka ze skrzydełkami,
FORMAT: 14 x 20,5cm,
GATUNEK: Powieść historyczna, kryminalna,
CENA: 9,99 zł.

Od razu mogę rzec, że to była dobrze wydana dyszka :)

Opis zachęcił mnie czymś dla mnie ciekawym - umiejscowieniem akcji we wczesnych latach powojennych. Ta tematyka ciągle mnie interesuje i chętnie zanurzam się w tamtych trudnych realiach.




Druk.

Nie ma o czym gadać - beżowy papier, druk rozwlekły - przywykłam.
Aczkolwiek odwiedziła mnie koleżanka i kiedy kartkowała biblioteczkę nazwała ten papier "tym fajnym, naturalniejszym". Może powinnam rozważyć ten punkt widzenia? ;)
Literki słabo nasycone ale wykonanie bez zarzutu.
Żadnego babola nie wychwyciłam.



Język.

Przypominam, że teleportujemy się do 1948 - uważam, że to widać. Język bez udziwnień
i wymysłów, prosty, ładny. Jednak ludzie na kartach powieści używają go w sposób, który zdradza ich miejsce w społeczeństwie: inaczej opowiada służąca, inaczej wypowiada się bogacz. Wraz z opisem zachowania tworzy to spójną całość. Poza tym ludzie w tamtym świecie są wg mojej opinii uprzejmi.
"Dobry dyplomata powie ci słowo "spierdalaj" w taki sposób, że będziesz się cieszył nadchodzącą podróżą" - tak to mniej więcej tam wygląda ;)


Bohaterowie.

Na wejściu polubiłam każdego. Przypominają mi prawdziwych ludzi, jakkolwiek pokracznie to nie brzmi ;)
Mascarell: Z tej książki wyłania się jako człowiek spokojny, zrównoważony i rozsądny.
Z przenikliwym umysłem, dosyć małomówny. Jednak mamy wgląd również w jego wnętrze
i uważam, że ze swoją błyskotliwością i uczuciami nie wygląda na 65 lat - w jakim to wieku go spotykamy.

Patro: Wygląda mi na nie dość że ładną, to jeszcze czułą i oddaną kobietę. Wydaje mi się, że mimo, iż jest jej w treści więcej, to Saez jest tu główniejszą postacią. W każdym razie niewiele się o niej dowiedziałam oprócz paru migawek z przeszłości i paru słów
o obecnym, mało ambitnym zajęciu.
Pod koniec zaczęła mnie już irytować; taka stereotypowa baba z robieniem cyrków
i strzelaniem focha w obliczu zdarzeń, które przerastają jej możliwości pojęcia. Znielubiłam w końcu.

Saez: Powieść w oryginale jest po hiszpańsku, ja miałam styczność z włoskim i właśnie
"z włoska" czytałam sobie nazwy ulic czy imię w/w pana, więc nie będę ryzykować pisowni z pamięci ;)
Poza tym to nazwisko było szeroko znane oraz jest to kompatybilne z "Mascarellem".
Co tu dużo gadać, kawał skurwysyna. Oprócz tego, że chory pojeb to jeszcze chorobliwie chciwy i bezwzględny pojeb. Taki Scrooge albo Mc Kwacz zepsuty wojną. Czai się gdzieś
w tle, ale wrażenie, jakie wywiera na bohaterach udziela się też i czytelnikowi. Niczym Hannibal Lecter z "Milczenia owiec".


Treść.

Mimo, że książka jest trzecim tomem serii nie odczułam tego. Nie czułam się ani zagubiona w treści ani pozostawiona z zakończeniem na wieki wieków - uważam, że Autor bardzo zgrabnie zostawił miejsce na dalsze losy i bardzo ładnie nawiązywał do części poprzednich. Domyślam się, że seria może się rozgrywać chronologicznie.
Nasz detektyw nie kojarzył mi się z nikim (a przecież Hodges z "Pana Mercedesa" też był leciwy, Włoch Bordelli z "Mordercy, którego nie było" - takoż). Szacuneczek. Podoba mi się opanowanie i konsekwencja, z jaką prowadzi śledztwo. Bordelli wobec niego dosyć niewydarzony jest ;)
Opisy bardzo plastyczne. Podoba mi się w sumie, że Autor nie skupia się na pierdołach - taksówka to taksówka, a nie "Volkswagen garbus z zardzewiałymi przednimi nadkolami
i opadającą smętnie jednym rogiem tablicą rejestracyjną". Ok, nie mam nic przeciwko takim opisom ale czytam na tyle dużo, że nie potrzebuję tego żeby wyobrazić sobie autko z '48. Tak że dla mnie to miła odmiana; mieści się więcej sensownej treści.
Nie dziwię się, że pan Jordi jest słynnym pisarzem - ta powieść naprawdę mi się podobała
i mimo, że nie myślałam o niej poza czytaniem, zawsze chętnie do niej zasiadałam.
Ze względu na dość zajęte dni czytałam to przez 3 późne popołudnia z 2-popołudniową przerwą i nie miałam problemu wrócić do akcji. To musi być jedna z wielu oznak talentu Autora :)

Jak już przeczytam jakieś 60 pozostałych książek w kolejce to dokupię resztę serii, wg mnie jest tego warta.

CZAS CZYTANIA: 7,5 godziny.
MOJA OCENA: 7,6/ 10.

niedziela, 16 grudnia 2018

"Ali Deals" - Ali Cię odzieje.

W czasie mojego szału na zakupy z Chin przyszło mi do głowy również zamówienie czegoś na rzyć.
A tak se, zobaczyć, ile to warte :)
Teraz już przed złożeniem zamówienia przeglądam dziesiątki aukcji - zauważyłam, że ludzie oceniają produkty na 5 gwiazdek tylko za to, że przyszły i za to, jak wyglądają - co w przypadku ubrań jest dla mnie absolutnie niewystarczające.
Przeglądam więc składy materiałów - o ile są podane - i przebieram jak w ulęgałkach.

Oto efekty.


1. Spodnie aspirujące do wyjściowych.

Miałam i mam kilka par obcisłych spodni; nie są szczególnie wygodne (kocham dres!), ale wyglądają bardzo elegancko. Postanowiłam więc stestować "chinese quality" - nie mogłam zdecydować się na rozmiar, więc wzięłam ten sam, ale z dwóch różnych aukcji. To tutaj... to porażka okrutna. Te spodnie wyglądają tak źle, że aż wstyd mi to publikować! Ale rzetelność blogownicza nie pozwala się wycofać ;)


ROZMIAR: M.
CENA: 8,77 €. Całkiem sporo kurła!


2. Kolejne spodnie, tym razem wyjściowe.

Ten zakup przywrócił mi wiarę w moje humanoidalne kształty. Spodnie są naprawdę super!
A na zdjęciu w aukcji wyglądały średniawo, bo to była fotka produktu - nie produktu na modelce z fotoszopa.


ROZMIAR: M.
CENA: 6,48 €.


3. Piżamka na piżama party, bo w chałupie się marnuje.

To jest właśnie coś, czego szukałam długo i namiętnie, co by znaleźć jakiś skład a i nie płacić dużo bo za dużo to se mogę kupić w Holandii. Piżama jest dość cienka, wygląda na letnią, ale jednak wystarczająco ciepła. W domu myślałam, że opis był oszukany i jednak kupiłam plastikowe gunwo z poliestru, ale jak tylko wyszłam na taras zrobić to zdjęcie to przewiało mnie na wskroś. Znaczy oddycha.
Życie również potwierdza tę moją obserwację - śpi się w tym komplecie bardzo komfortowo i wstaje niespoconym i nieśmierdzącym. Super!
A te krótkie portki i rękawki tylko bardziej mnie rozczulają xD mam ją już jakiś czas i za każdym razem się uśmiecham, kiedy się widzę w tym w lustrze ;)



ROZMIAR: L.
CENA: 6,41 €.


4. Płaszczyk niby-zimowy.



Kurtki na zimę w sumie nie miałam (i nie mam nadal, ale o tym dalej), postanowiłam więc spróbować. Towar przyszedł bardzo szybko i w ładnej torebce strunowej, nieśmierdzący tym typowym, chińskim plastikiem. Kiedy odebrałam było jeszcze ciepło, więc miałam wrażenie oddawania temperatury bardzo zacnie. Więc jako rozsądna, dorosła kobieta - wzięłam to na urlop. Do Polski. W grudniu.
Myślałam, że zamarznę, kurwa mać!!!
I to chodząc pieszo, jedynie w -4 stopniach. Dobrze, że w domu rodzinnym miałam jeszcze jakąś starą kurtkę z prawdziwego zdarzenia.
To się nadaje na 5 stopni, nie mniej!
Ale przynajmniej jest ładne... Futro jest fantastyczne, choć krzywo uszyte (jego pełność maskuje defekt) i gubi włosy wszędzie niczym z krwi i kości żywy kot.
Tak więc "prawdziwnej" kurtki nie mam nadal, ale jako że mieszkam w Holandii - pal sześć, dam radę z tym co mam (z dziesięcioma kurtkami na jesień, lol).


ROZMIAR: M.
CENA: 21,76 €.



Przed urlopem wpadłam w szał zamówień kocich zabawek. Ta seria w najbliższym czasie nie zginie ;)



niedziela, 9 grudnia 2018

Powieść na wiosnę. "Hiszpański kot".

Urlopowałam niespodziewanie i, jak to na urlopie - nie miałam za bardzo czasu na chwilę usiąść ;)
Niemniej trafił mi się jeden dzień prawie wolny, który mogłam przeznaczyć na lekturę.


TYTUŁ: Hiszpański kot,
AUTOR: Iwona i Piotr Chodorek, Anula Trojanowska,
WYDAWNICTWO: Szara godzina,
STRONY: 304,
OPRAWA: Miękka,
FORMAT: 14,5 x 20,5 cm,
GATUNEK: Powieść przygodowa,
CENA: 9,99 zł.

Oczywiście wzięłam ze względu na kota ;)
Byłam ciekawa, dlaczego hiszpański. Nie przeszkadzało mi, że nie czytałam pierwszej części (nie wiedziałam o jej istnieniu nawet).


Opis z tyłu zwyczajny, ani mnie grzał ani ziębił.
Ale znów uznałam popierdółkę jakąś za miłą i potrzebną odmianę.


Druk.

Mam wrażenie, że typowy dla takich tanich książek :p
Trochę beżowy, chropowaty papier, dosyć rozwlekłe litery i akapity,
dosyć mało nasycone barwnikiem.
Ale przeczytałam bez irytowania się.

W tekście niestety sporo niedoróbek typu kobita mówi "wziąłem",
gdzieś literka ostatnia zgubiona...
Było tego jak na moje oko 5 - 10. Raz już sapnęłam z irytacji bo tekst był złożony tak,
że naprawdę nie rozszyfrowałam czy to gadał on czy ona czy kto w końcu.



Do zrobienia zdjęcia poglądowego akurat otworzyły mi się strony
z sympatyczniejszą częścią książki.


Język.

Nie ma o czym mówić. Trochę weterynaryjnego słownictwa, jednak zrozumiałego
dla laika za jakiego się uważam, poza tym prosta treść.


Bohaterowie.

Głównymi bohaterami są bracia, Wojtek i Mikołaj,
reszta jak dla mnie gra role drugorzędne.
Skrobnę tu jeszcze o Agacie - dziewczynie Wojtka, bo spędza z nią pół powieści ostatecznie ;)

Wojtek: Młody weterynarz w odziedziczonej po rodzicach klinice. Stara się być odpowiedzialnym starszym bratem, jednak nie ma zbytnio posłuchu u młodego.
Nie powiem, że nie wzbudził we mnie sympatii, ale też nie urzekł mnie jakoś szczególnie. Wygląda mi trochę na introwertyka, a mnie jest czasem trudno utożsamić się z takimi osobami ;)

Mikołaj: Dosyć różny od brata. Towarzyski lekkoduch z typowym dla jego wieku poczuciem humoru (nauczyć obcokrajowca "masz grubą dupę" i wyjaśnić, że oznacza
to "jesteś bardzo ładna"...). Ta postać jest przynajmniej... jakaś. I dlatego bardziej przypadła mi do gustu.

Agata: Podglądamy jej urlop z Wojtkiem przez spory kawał tekstu, a ja naprawdę nie mam pomysłu, co mogę o niej powiedzieć. Jak dla mnie jest dosyć nijaka. Pasuje do Wojtka :D
Na podstawie tej części naprawdę nie wiem, co mogła widzieć ona w nim i on w niej - poza urodą, o której Autorzy trochę wzmiankują.


Treść.

Czyta się płynnie, ale jak dla mnie jest to książka o niczym. Podglądamy pracę w lecznicy, zmagania młodego ze szkołą, potem urlop weterynarza i... i w sumie nic z tego nie wynika.
Już nie wspomnę, że jakieś emocje znalazłam dopiero przy końcu powieści a dodatkowo bardzo mało związanych z nimi faktów zostało wyjaśnionych!
Rozczarowujące.
Ale nie aż tak, żeby o tym nie zapomnieć po półgodzinie.
Dlatego nazywam tę pozycję wiosenną - lekka bzdurka byle poczytać, kiedy już za ciepło na mroczne czy ważne historie ale jeszcze na tyle chłodno, że chce się czytać.


CZAS CZYTANIA: A z 7 godzin.
MOJA OCENA: 6/ 10.