Uwaga, proszę o werble i fanfary...
Zostałam mamą po raz piąty! :D
Wczoraj, dzięki Fundacji Kocie Życie przyjechała do nas wyczekiwana od dawna Misia!
Wpis będzie długi ;)
Misia ma ok. 8 miesięcy.
Była jednym z dzikusków znalezionych na działkach, z robaczycą i kaliciwirozą. Na czas leczenia musiała zostać uziemiona w domu i tak zaczęła się oswajać :)
Dlatego wolontariuszka postanowiła znaleźć jej domek.
Domki były dwa. I z każdego Misię oddawano bo podobno się nie aklimatyzowała...
Ja znalazłam ogłoszenie Misi w prokociej grupie CatAlert! na fejsbuniu.
A konkretnie zakochałam się w tym zdjęciu z Domu Tymczasowego:
Prawda, że rozkoszne? :D
Myślałam nad adopcją biednej Misi bardzo długo - bałam się jej konfrontacji
z Robinsoną o terrorystycznych zapędach.
Tym bardziej, że one dwie byłyby domowe, latem to prawie jakbym miała tylko dwa koty ;)
Jednak po rozmowie z wolontariuszką postanowiłam spróbować - Misia z jej kotami dogadywała się świetnie, zdystansowana była tylko wobec ludzi.
No więc jest :)
I przez dobę zrobiła ogromne postępy!
Pozwolę sobie skopiować tekst opisu sytuacji, który wysłałam Fundacji ;)
Otóż kiedy jechaliście zostawiliśmy naszą bohaterkę schowaną za komodą.
Postanowiłam zostawić ją z Robinsoną żeby się po swojemu zapoznały i poszłam do pokoju.
Ale po kilku minutach słyszę jakąś galopadę i prychania to wylazłam - Misi za komodą już nie było, a Misianka przybiegła do mnie zadowolona - teraz już wiem, że to ona pogoniła biedną Misię :(
Która w efekcie tego stresu wlazła za piec, w sensie kuchenkę gazową. Zła byłam na siebie jak cholera że nie zaaresztowałam Robinsony od razu ale trudno no, stało się... Zamknęłam ją w pokoju zaraz potem.
Mimo upływu czasu Misia wcale się zza pieca nie ruszała; postawiłam jej tam miseczki z wodą i karmą a przy wyjściu transporterek i poszłam na tv.
Jednak Misi jak widać nie spodobało się, że ja wiem, gdzie ona jest - niedługo znów zmieniła miejsce. Tylko teraz na takie, że za cholerę nie mogłam jej znaleźć!
Po piątym przeszukaniu z latarką domu zaczęłam się martwić, że zwariowałam i nie pamiętam, że może dałam jej jakąś możliwość ucieczki???
Choć dobrze wiedziałam, że jak Tata wychodził i wracał z dworu to jeszcze była za kuchenką.
Po dziesiątym nieudanym przeszukaniu stwierdziłam, że ledwie kurwa adoptowałam kota już go zgubiłam i poszłam buczeć.
Wtedy obudził się niedźwiedź Tata Robinsony i ruszył mi pomóc.
Wyszło na to, że jest lepszym Szerlokiem ode mnie, bo zaraz mnie wziął do kuchni...
Misia spała sobie w najlepsze pod kuźwa szafką na zlew, która nawet nie wiedziałam, że ma z tyłu miejsce, żeby pod nią wejść!
Byłam pewna, że jest zabudowana do samej ziemi ze wszystkich stron.
Oczywiście jak chłop znalazł kota to poryczałam się jeszcze bardziej :x
Normalnie nie jestem płaczka, ale zwierzaki mnie strasznie rozczulają, ostatni raz kiedy buczałam to było kiedy przysłał mi zdjęcie znalezionej Robinsony i opisał jej historię.
Ale wracając do tematu ;) już nic tam Misi nie dziubałam tylko upewniłam się, że na pewno jest
i poszliśmy do pokoju na komputry.
Tata R. potem wychodził na wioskę i po powrocie mówił, że widział Misię - zwiedzała sobie kuchnię,
ale jak go zobaczyła to schowała się z powrotem.
Zostawiłam jej kuwetkę, jedzonko, grzechoczącą piłeczkę i transporterek z jej kocykiem i jej myszką.
Rano w kuwetce kupal był i siku :) jestem pewna, że to jej, bo Misianella miała prowizoryczną swoją.
Piłeczka była ruszona, myszka też, a kocyk wyciągnęła sobie pod zlew, ciekawe jakie porządki sobie tam robiła ;)
Dzisiaj znowu siedzi pod szafeczką, zajrzałam tam i patrzyły na mnie śliczne dzikie ocy ;)
Staramy się nie chodzić na palcach po domu ani nic, żeby poznała nasze codzienne odgłosy;
i tak nie jesteśmy głośni.
No i nie próbuję jej już tam w żaden sposób umilać życia na siłę, jak się czuje bezpiecznie to ok.
Żeby mi kurde jeszcze lepszej kryjówki nie znalazła!
Nawet śmieci spod tej szafki jej tam zostawię ;) ciekawa jestem ile tam leżą zapomniane przez świat i Boga :D
Aaa, jeszcze coś - poszukiwania wczorajsze kilka godzin trwały. Zaraz na początku wpadłam na pomysł, żeby wypuścić Misiankę to wyczuje Miśkę. I kurde zaglądała tam za tę szafkę, gapiła się, tylko ja nie skumałam,
gdzie szukać i piętnaście razy wsadzałam łeb do środka i wyciągałam, zawiedziona, znalazłszy tylko pająki ;D
Moja tropiąca Misianka <3
Maila słałam dziś w południe.
Od tego czasu:
- Misia zajrzała do nas do pokoju, ale uciekła, kiedy zaczęłam do niej gadać :x
- zaglądała jeszcze kilka razy, ale peszyła ją Robinsona,
- Robinsona zaglądała ciekawie pod szafeczkę, ale została oburczana ;)
- kiedy Misia podeszła pod nasze drzwi Misianka wystawiła łepek i syczała, Misia odburkiwała
i tak sobie robiły próbę sił,
- Misia wyszła z kryjówki kiedy byłam w łazience, a gdy zaszłam do kuchni zobaczyć czy zjadła
nie schowała się już cała pod szafkę, widziałam jej dupkę i ogonek, schowany miała tylko łepek,
- Robinsonka bardzo starannie niuchała, co też to za nowy kotek zostawił kupkę w kuwetce dotychczas całej dla niej ;)
- Misia zwiedzając kuchnię coś sobie zawzięcie tłumaczyła ;)
Nie chcę zamykać Robinsony w innym pokoju, żeby nie czuła się odrzucona i nie płakała -
- jest bardzo towarzyska i zawsze płacze jak wychodzimy a ją zostawiamy.
Podsumowując, dzisiejszy dzień zaliczam do zajebistych :)
Koteczka się wypróżniła, je, bawi się i zwiedza, a Robinsona nadal nas kocha.
Oby tak dalej :)
P.S.: Na potrzeby opisów postępów w aklimatyzacji Misi stworzę jej osobną etykietę.
Po raz pierwszy adoptowałam kota, nad którym trzeba popracować i jest to dla mnie wielka radość i wielkie wyzwanie.
I po raz pierwszy w życiu nie nadałam nowemu zwierzakowi nowego imienia ;) Misia ślicznie do niej pasuje, komponuje się z urodą buzi i jest podobne do Misianki ;)
A oto pierwsze zdjęcie Misieńki w nowym domu:
Robimy wszystko, żeby móc niedługo pierdyknąć małej takie foto jak to u góry ;)
I Robinsona zatrzymana w pół ruchu podczas wychodzenia z pokoju, kiedy zobaczyła za drzwiami nowego, ślicznego kotka ;)
Nie musicie, ale fajnie by było, gdybyście wybaczyli jakość ;)
Wszak każdy kociarz wie, że nie ma czasu na podchodzenie i ustawianie się, kiedy dzieją się Rzeczy Ważne, i to tylko przez kilka sekund.
A teraz idę tworzyć nowy suwaczek :)
Buziaki!
Gratuluję! Życzę wytrwałości i pociechy z obu Misiów ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję stokrotnie :)
UsuńMisianka póki co zawodzi ;p ale obie są towarzyskie, jeszcze będą razem dzikować :)