Odbębniłam wczoraj zakupy. Leciałam jak głupia na przystanek, potem rajd po mieście, ogółem jakieś 10 kilasków szybkiego marszu spokojnie zrobiłam, darowałam wiec sobie ćwiczenia. W sumie byłam dość zdechła, spałam tylko 4 godziny.
Ale do rzeczy. Dojście na przystanek zwykle zajmuje mi 17 minut - standardowym dla mnie, bardzo szybkim tempem; wczoraj wyszłam spóźniona i uwinęłam się w 15. Co by nadrobić, starałam się robić jak najdłuższe kroki przy tym samym tempie i - tadam! Dziś powitały mnie zakwasy pod kolanami i na udach.
Nasuwa to chyba dość prosty, jednak dla mnie niezwykle interesujący wniosek: dobre rozciągnięcie mięśni nóg wpływ na długość wykroku!
Nie wiedziałam :)
jakie odkrycie :D
OdpowiedzUsuńmoże lepiej stawiać małe kroki a w szybszym tempie? :D
pozdraiwam:)
O kurczę, w jeszcze szybszym? :D mierzyłam, mój marsz jest w tempie biegu, 2 kroki na sekundę :)
OdpowiedzUsuńChociaż jakby tak dreptać sprintem... ;D
Na pewno byłoby to fajne w kwestii kondycji i angażowania nóg - mniejsze kroki -> mniejsza efektywność -> robisz ich więcej :)
Bosh, co za rozkmina... Przecież i tak nie lubię marszów xD
Pozdrówkuję również :)